W czwartek Robert Gwiazdowski, lider formacji Polska Fair Play, przyznał, że nie udało się jego ugrupowaniu zarejestrować w całym kraju list na wybory do Parlamentu Europejskiego. Gwiazdowski dodał, że "na Dolnym Śląsku zabrakło 450 ważnych podpisów". Do zarejestrowania komitetu jako ogólnopolskiego potrzeba wymaganej liczby podpisów pod listami w siedmiu okręgach z trzynastu. Wówczas kandydaci komitetu mogą startować w całej Polsce. Brak rejestracji w całej Polsce de facto przekreśla nadzieje na przekroczenie wyborczego progu i udział w podziale mandatów do PE.
Dowiedz się więcej: Gwiazdowski nie zarejestruje listy ogólnopolskiej
"Gwiazdowski to radykalny liberał i konserwatysta. Politycznie jest mi do niego, delikatnie rzecz ujmując, bardzo daleko. Ale uważam, że to nie fair, gdy na drodze do startu w wyborach staje absurdalne prawo wyborcze" - skomentował na swojej stronie na Facebooku Adrian Zandberg.
Polityk Razem zauważył, że "polskie prawo utrudnia życie nowym partiom". "Żeby kandydować do Sejmu, trzeba w praktyce ok. 120 tysięcy podpisów. Czy to dużo? Tak, bo jedna osoba zbiera przeciętnie ok. 10 podpisów na godzinę. Cel tego prawa jest prosty: zabetonować system. Ci, którzy nie mają bardzo rozbudowanych struktur albo pieniędzy od szemranych sponsorów, są praktycznie bez szans" - ocenił, dodając, że cztery lata temu jego partii udało się "zhackować ten system".
"Dziś Lewica Razem jest po tej "bezpiecznej" stronie. Mamy struktury, regionalne biura, doświadczenie - choć zbiórka to oczywiście nadal duży wysiłek. Mógłbym się cieszyć, że nam jest łatwiej, a konkurentom trudniej. Ale się nie cieszę. Zabetonowana polityka szkodzi demokracji. Nie chcę, żeby do polityki wchodziło się tylko nadludzkim wysiłkiem albo za pieniądze podejrzanych biznesmenów" - stwierdził Adrian Zandberg.